1 funt szterling = PLN
Pogoda w Bedford
Bedford
+13°C
Dzisiaj jest: 3.5.2024
MIEJSCE REKLAMA 
 
 
 
  SHA baner
 

WOLNOŚĆ TOMKU...

Spis treści





dom kluczeO mieszkaniu w domu socjalnym marzy wielu. Niższy czynsz i wizja mieszkania bez konieczności przedłużania kontraktu brzmią kusząco. Czy jednak tego typu lokal faktycznie tak ciężko dostać, jak się powszechnie wydaje? Po raz kolejny udowadniamy, że Polak potrafi – tym razem zmyślić historie, w które uwierzą urzędnicy.

Droga do lokum socjalnego wydaje się z pozoru prosta – trzeba tylko wypełnić odpowiedni formularz, podać swoje dane i załączyć wymagane dokumenty. Wniosek
z papierami złożyć w city councilu i… tu zaczynają się schody. O szybkości przyznania lokalu zależy, do której grupy potrzebujących przypisze zgłoszenie urzędnik oceniający naszą sytuację materialną, rodzinną a nawet zdrowotną. Grup jest pięć, więc pokrótce o każdej z nich. Grupa piąta to osoby, które stać na zakup własnej nieruchomości lub na jej wynajęcie. W grupie czwartej znajdują się rodziny, których aktualna sytuacja mieszkaniowa jest zadowalająca. Grupa trzecia to osoby z koniecznością przekwaterowania ze względu na mieszkanie w zbyt małym lokalu.

Druga grupa przybliża do celu i oznacza, że urzędnik ocenił wnioskodawcę jako priorytetowego do przesiedlenia ze względu na zagrożenie bezdomnością z powodu beznadziejnych warunków lokalowych (na przykład budynek przeznaczony jest do rozbiórki, nie ma łazienki czy wystarczająco dużo miejsca do spania lub osoby zamieszkujące takie lokum narażone są na przemoc lub molestowanie).

I wreszcie grupa pierwsza ze statusem pilnego przesiedlenia. Tą grupą oznaczone zostaną wnioski osób bezdomnych lub też mających się nimi stać w najbliższej przyszłości, mieszkających w przeludnionym lokalu czy też będących ofiarami molestowania lub przemocy, bezpośrednim zagrożeniu zdrowia lub życia. Takie wnioski złożyli też nasi rozmówcy, z tym że dopisali do nich także swoje historie.

Z Piotrem spotykam się w centrum miasta, w jednej z sieciowych kawiarni. Ubrany na sportowo, nie ma więcej niż trzydzieści lat. Do Anglii przyjechał pięć lat temu. Oprócz kilku słów praktycznie nie znał języka angielskiego. Zanim trafił do Peterborough, pracował w kilku innych miastach. Głównie w hotelach jako kelner, pomoc w kuchni czy przy remontach. Z czasem nauczył się języka na tyle, że dostał pracę w fabryce, na dobrze płatnym stanowisku. Wreszcie, po trzech latach rozłąki, dzięki stałej pracy mógł ściągnąć z Polski żonę i syna, a wkrótce później też teściów i szwagrów. Zamieszkali razem w dużym, wynajętym domu. Piotr z żoną i synem na jednym pokoju. - Bywało różnie, jak to z teściami – mówi Piotr - więc gdy okazało się, że Ania jest w ciąży i trafiła się okazja, przeprowadziliśmy się do trzypokojowego domu. Przekonał nas mój kumpel, który wziął na siebie kontrakt. Znaliśmy się prawie całe życie, to ja ściągnąłem go do Peterborough. I jak to w życiu bywa, przyjaźń okazała się nie tak mocna, jak się Piotrowi wydawało. – Oszukał nas… Dzieliliśmy się czynszem i opłatami. Ja jeździłem co miesiąc do agencji płacić czynsz, a jemu dawałem pieniądze na opłacanie rachunków, których zwyczajnie nie płacił – wspomina Piotr. Sytuacja zaogniła się, kiedy pewnego dnia do drzwi zapukał komornik, a kumpel po prostu zniknął. Do niezapłaconych rachunków doszły też długi w bankach.
- Wtedy pojawił się pomysł na dom z city council, ale procedura nie jest łatwa i trwa długo, chyba że – zawiesza głos – stworzy się chwytliwą historię. Zdecydowaliśmy się wrócić na pokój do teściów, co już pomogło nam wskoczyć na trzeci band. Ale do pierwszego ciągle daleko, więc przyspieszyliśmy sprawę. Piotr dostarczył do urzędu pismo podpisane przez teściów, że za trzy tygodnie wyrzucają jego rodzinę z domu na bruk i tym samym z żoną i dwójką dzieci staną się bezdomni. – W trzy tygodnie dostaliśmy dom na Bretonie – mówi Piotr. - Co prawda musiałem odmalować ściany i doprowadzić go do porządku, ale mamy swoje trzy pokoje z salonem i ogródkiem. Rozwiązanie to na tyle spodobało się teściom Piotra, że i oni zamarzyli o councilowskich czterech kątach. Tym razem z domu wyrzucał ich starszy syn. Po dwóch tygodniach sprawa znalazła swój szczęśliwy finał na przedmieściach Peterborough w przyznanym im domu.

 

 

 

          Basia i Andrzej są w Anglii od 4 lat. Mają córkę – 5-letnią Klaudię. Andrzej pracuje jako kierowca w firmie spedycyjnej. Basia w weekendy dorabia na linii w fabryce. Domowy budżet powiększały benefity. Spotykamy się w Central Parku, gdzie co niedziela chodzą na plac zabaw z Klaudią. – Na dom z councilu namówili nas znajomi, którzy dostali swój przydział – rozpoczyna opowieść Andrzej. - A że już kilkanaście razy zmienialiśmy wynajmowane domy, zdecydowaliśmy się złożyć wniosek. Nie chcieliśmy zbyt długo czekać, więc pomogliśmy sobie trochę – śmieje się Andrzej. – Bo w naszej sytuacji przypisaliby nas pewnie do bandu czwartego, a tak poszło szybciej – dodaje Basia. Rodzina była razem, ale rodzice nie mieli ślubu. Ich zdaniem papierek nic by nie zmienił. Na ślub cywilny zdecydowali się już w Anglii. Chcieli ułatwić życie Klaudii, żeby nie musiała tłumaczyć innym dzieciom, że mamusia nazywa się inaczej niż ona. Jak się później okazało, zupełnie niepotrzebnie. – Znajomy Anglik w pracy opowiadał, że jego siostra dostała właśnie mieszkanie socjalne, bo rozwiodła się z mężem i jako samotna matka nie miała się gdzie podziać z dzieciakami – opowiada Andrzej. – Nim wróciłem do domu, w głowie miałem już gotowy plan. Małżeństwo zdecydowało się bowiem na fikcyjny rozwód. Basia złożyła wniosek o przydział lokalu socjalnego jako samotna matka, której nie stać na wynajęcie mieszkania. Andrzej, do czasu przyznania domu, mieszkał u znajomych – tak na wszelki wypadek, gdyby urzędnicy chcieli ich skontrolować. Pomysł okazał się na tyle dobry, że po dwóch miesiącach cieszyli się swoim mieszkaniem na Hampton. – Jeszcze nie mieszkamy razem, ale czasem nocuję już w domu – mówi Andrzej. – Na dobre wprowadzę się za jakiś czas – dwa, góra trzy miesiące. Powiemy, że się pogodziliśmy – uśmiecha się znacząco. Czy myślą też o ponownym ślubie? – Póki co mamy więcej korzyści z papierka, że ślubu nie ma, niż że jest – podsumowuje opowieść Basia.

          Paston, szeregowa zabudowa. Na parkingu przed jednym z szeregów bawią się polskie dzieci. Kopią piłkę z dwójką dorosłych mężczyzn. Jeden z nich to Tomek, mój kolejny rozmówca. – Zapraszam! – mówi, pokazując drzwi jednego z domów. W środku wita nas Kasia, żona Tomka, Kacper, ich trzyletni synek i półroczna Diana. Dom jest czysty, zadbany, a z kuchni dolatuje zapach gotowanego właśnie bigosu. – Nie ma jak u siebie – stwierdza dumnie Tomek, zaciągając się zapachem gotowanej kapusty. – Nikt się nie miesza, nie przeszkadza sobie, nie ma kolejek do łazienki czy kłótni o pilota do telewizji. Bo my wcześniej mieszkaliśmy z bratem Tomka, jego żoną, trójką dzieci, teściami i babcią – tłumaczy Kasia. - To tak specjalnie było – odpowiada Tomek, widząc moje zdziwienie. – Na mieszkanie samodzielne nie było nas stać – ja pracuję w mleczarni, a Kaśka opiekuje się dziećmi – pieniędzy nie zarabiam wiele. Wokół co rusz słyszeliśmy o kimś, kto dostawał mieszkanie z city councilu, więc i nam się zamarzyło. Wiedzieliśmy, że czeka się długo – taki mój kolega czeka już dwa lata, więc popytałem tu i tam, zrobiłem rozeznanie i pomogliśmy trochę losowi – śmieje się Tomek. Plan był prosty – wynająć dom od prywatnego landlorda i podpisać korzystną dla siebie umowę. A korzystna jest wtedy, kiedy nie zabrania dokwaterowania innych lokatorów. – Potem powie się w councilu, że jest przeludnienie w domu i już band wyżej – tłumaczy swój plan Tomek. Kiedy znalazł odpowiedni dom, a raczej warunki, na których wynajem byłby możliwy, ściągnął z Polski szwagra z żoną i trójką dzieci. Tomek załatwił mu nawet pracę w mleczarni. Szwagier podpisał kontrakt, a jako że miał już dom, postanowił ściągnąć do Anglii swoich rodziców, którzy zostali w Polsce sami. – Tego się nie spodziewałem, bo ci przywieźli też babcię szwagra, więc zrobiło się o wiele za ciasno. Do tego Kaśka była już w ciąży, bo i tak planowaliśmy powiększenie rodziny, a że pomogłoby nam to w zdobyciu domu, postanowiliśmy nie czekać dłużej. Było nawet lepiej, niż planowaliśmy – oddycha z ulgą Tomek. Złożyliśmy podanie o lokum socjalne, bo mieszkaliśmy w przeludnionym domu, bez warunków dla nas i synka, bo mieszkaliśmy na jednym pokoju. – Trzy miesiące czekaliśmy na taki dom. Gdy zobaczyłam go na stronie internetowej, od razu zaznaczyłam, nawet Tomka nie pytałam – wspomina Kasia. Udało się – inna rodzina odmówiła i dom trafił się im. – Wiem, że to nie do końca uczciwy sposób, ale załatwiłem dwa w jednym – pomogłem szwagrowi i mam dom dla swojej rodziny – tłumaczy się Tomek.  

          Każdy złożony w city councilu wniosek mas swoją historię. Czy jest ona prawdziwa czy zmyślona, wiedzą tylko wnioskodawcy, którzy najczęściej decydują się na taki krok dla polepszenia bytu swojej rodziny. I także w ich sumieniach pozostaje rozważenie, czy przez takie ubarwianie otaczającej ich rzeczywistości, postępują słusznie i czy nie obawiają się, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw.

 

Jasiek Kaszub

Comments are now closed for this entry

PROMOWANE OGŁOSZENIA:
ABC